środa, 25 grudnia 2013

Death Lover

   Cienkie palce uderzają w klawiaturę. Kolejne słowa wypływają z młodego umysłu. Z młodej duszy. Z młodego, umęczonego serca. Szarobłękitne oczy spoglądają na zegarek. „Jeszcze wcześnie” myśli, ponownie zabierając się do pisania. Mija kilka minut. Tekst powstaje z prędkością światła. Ostatnie poprawki. „Skończyłam”, mówi do siebie zamykając laptopa. Wygląda przez okno. „Cóż, nie pada, nie będzie romantycznie.” Zakłada ulubioną sukienkę. Czarną, odrobinę za dużą, jak zresztą wszystkie jej ubrania. Rozpuszcza włosy, wychodzi. 
   Zmierzcha już. Jest jesień, chłodny wiatr muska jej twarz, gałązki mijanej wierzby plączą jej się we włosach. Uśmiecha się. „Może jednak nie będzie tak źle?” – myśli. Idzie niespiesznie, lecz równym krokiem. Mija jeden most, kolejny, następny… W jej mieście jest ich aż nadto. Wybrała ten właściwy. Nie za duży, murowany, po prostu ładny. Most, na którym stęsknione czułości pary spotykają się każdego wieczora. „Każdego pieprzonego wieczora…” Uspokaja jednak swoje myśli. Wypatruje wciąż deszczu, którego mimo pochmurnego dnia wciąż brak. „Szkoda” mruczy do siebie. Jest już u celu. Spogląda w obie strony. Nikogo nie ma. „I dobrze”. Spokój, cisza. Bose stopy stawia na murku. Otrzepuje sukienkę z kurzu i poprawia ją. Wiatr wieje jej w twarz. Jest nieco zimno, jednak to jej nie zniechęca. Nieopodal zauważa duży, nieforemny kształt. „A więc jesteś kochaniutki, czyli nikt cię nie zauważył. Dobrze.” Stąpając ostrożnie podchodzi do przedmiotu. Jest ciemny i zimny, lekko też wilgotny od osiadłej na nim rosy. Podnosi go. Jest ciężki, twardy. „Nadal idealny.” Przytula go do brzucha i powolnym, ostrożnym krokiem wraca na poprzednie miejsce. Po raz ostatni spogląda w niebo. „Ewidentny brak deszczu”, westchnęła.
   Na kolumnie nieopodal przysiadł kruk. „Sztuka jednego widza” mruknęła. Wzięła głęboki wdech, po czym z niezwykła uwagą wypuściła całe powietrze z płuc. Krok w przód – cóż za cudowny podmuch owionął jej twarz! 
   Poczuła uderzenie o taflę wody. Brak tlenu palił, jednak nie przeszkadzał. Pozwoliła ciału opaść na dno. Czuła lekki prąd nurtu. „Jak pięknie” – pomyślała i uśmiechnęła się. Z ust uciekły resztki powietrza. Świat zgasł.

*********

   „W tym piekle jest zdecydowanie za zimno” – pomyślała. Nie była w stanie się ruszyć. Jej zmysły jednak powoli zaczynały pracować. Czuła coś lepkiego, mokrego. Przemarzła na kość. Słyszała skrzypienie kruczego gardła. Zaskakująco blisko. Coraz bliżej, głośniej, a zaraz potem… Zaraz potem poczuła dym papierosowy na swojej twarzy. Czyjś oddech. Najpierw się przeraziła, jednak od razu się opanowała. Wciąż nie mogła otworzyć oczu – jakby były przykryte czymś w rodzaju śluzu.
- Wstań, Joyce - powiedział prosto w jej ucho. 
Nagle poczuła jak jakaś siła porywa jej ciało w górę, niczym sznurki marionetkę. Kiedy jakimś cudem stała pokracznie na nogach, cichy głos znów się odezwał:
- Otwórz oczy, Joyce.
Powieki uniosły się, a ona zobaczyła tylko niewyraźny ciemny zarys postaci stojącej tuż przed nią.
- Ujrzyj mnie, Joyce - szepnął.
Z jej oczami stało się coś dziwnego - jakby miała drugą parę powiek, jak u gadów. Oślizgłe, srebrnoniebieskie płatki wywędrowały w górę, potem wewnątrz oczodołów. Zrobiło jej się niedobrze. Wzrok zmętniał; upadła i zaczęła się ksztusić. Myślała, że się dusi, po chwili jednak zrozumiała, że właśnie wykasłała i wypluła okropną galaretowatą powłokę, którą niedawno miała na oczach.
   Odetchnęła głęboko. Dopiero po jakimś czasie przypomniała sobie, że ktoś obok niej stoi. Podniosła wzrok. Świtało, więc światło było słabe. Wyraźnie jednak widziała długi czarny płaszcz, znoszony, wypłowiały. Czarne guziki, podniesiony kołnierz. Szczupła, blada szyja, wąskie, jasne usta, prosty nos. Oczu nie dojrzała. Ukryte były za kapeluszem o szerokim rondzie - czarnym i chyba trochę za dużym. Na kapeluszu siedział kruk. Gdy go ujrzała, jak gdyby na zawołanie zakrakał głośno, rozpościerając skrzydła, jakby chciał jej się zaprezentować w pełni okazałości.
Mężczyzna wyglądał jak z innej epoki, jak wyciągnięty z czarno-białego zdjęcia. Podniósł papierosa do ust...